Recenzja wyd. DVD filmu

Ostatni rycerze (2015)
Kazuaki Kiriya
Clive Owen

Rycerze środka

Autorzy "Last Knights" ubierają japoński poemat o 47 roninach w klimaty europejskiego rycerstwa i opowiadają do bólu amerykańską historię o wartościach ważniejszych niż życie.
Połączenie typowo amerykańskiego szlachetnego bohatera uginającego się pod ciężarem grzechów przeszłości z azjatycką fantazją walk wręcz i brutalnością w przypadku "Snowpiercera" dało niezwykle intrygujący wynik. Na podobny mariaż kulturowy zdecydowali się autorzy "Last Knights", którzy japoński poemat o 47 roninach ubierają w klimaty europejskiego rycerstwa i opowiadają do bólu amerykańską historię o wartościach ważniejszych niż życie.

Jeśli chodzi o stopień wierności adaptacji, to wciąż na pewno jest on wyższy niż w niedawnym filmie z Keanu Reevesem, aczkolwiek oczywiście świat przedstawiony został tak swobodnie pozmieniany, że z oryginału nie pozostało za wiele.

Twórcy przenoszą widza do wybitnie nieokreślonego okresu średniowiecznego i całkowicie fikcyjnego państwa, gdzie rasy biała, czarna i żółta żyją ze sobą w tolerancji godnej XXI wieku. Ustrój pozostał jednak wybitnie despotyczny, co sprzyja korupcji, nieprawości i uciskowi. Kiedy w imię zasad mędrzec Morgan Freeman postanawia się temu sprzeciwić i przypomnieć o ogólnej, ponadczasowej sprawiedliwości społecznej, pozornie uporządkowany świat umęczonego Clive'a Owena zostaje zburzony.

I tak rozpoczyna się śmiertelnie poważna krucjata w imię sprawiedliwości, która powinna zadowolić większość miłośników przyzwoitego kina rozrywkowego. Żaden ze znanych aktorów, nie robi nic, by zabłysnąć na ekranie, ale wszyscy uczciwie pokazują, że nawet małym nakładem sił potrafią stworzyć postacie, którym można kibicować.

Ta przyzwoita ponadprzeciętność to zwrot, którym można opisać praktycznie każdy aspekt filmu. Nic nie zostało tutaj spartaczone jak i nikt nigdzie nie planuje zbawiać kina. Reżyser debiutujący w Hollywood wolał pokazać, jak sprawnie operuje wizualnym rzemiosłem, niż wplatać autorskie koncepcje w skostniałe schematy gatunkowe.

I tak jak przy pojedynkach na miecze próżno szukać krwi i latających kończyn, tak samo w całym filmie brakuje nieco charakteru i czegoś odświeżającego. Elementy z różnych kręgów kulturowych wrzucono do jednego kotła pozbawiając ich charakterystycznej swojskości czy wyjątkowości. Z drugiej strony nie ma też irytujących czy niedorzecznych elementów, więc każdy, kto ma ochotę na relaksujące rycerskie klimaty, będzie po seansie zadowolony.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones