Dałbym nawet 7 lub 8, ale ilość kiczowatego patosu w hollywoodzkim stylu stanowczo przekraczała dawkę bezpieczną dla zdrowia. Kilka razy puściłem pawia ze "wzruszenia" ;)
Poza tym naprawdę dobra produkcja, świetna muza, klimatyczna scenografia, przyzwoity scenariusz. Odrobinę słabiej gra Owena, ale może to kwestia mojego gustu, dla mnie ten aktor jest trochę drewniakiem z repertuarem kilku min. Za to wyróżniali się na duży plus Ray Winstone i Mads Mikkelsen - zwłaszcza ten drugi i postać Tristana, największy badass w filmie w/g mnie :) Wprawdzie rola drugoplanowa, ale rewelacyjnie rozpykana przez M.M.