brawa dla tego, kto wybrał Rotha do roli Vincenta, pasuje idealnie. jako aktor też się sprawdził. Ogólnie dosyć ciekawy film i dobra muzyka Gabriela Yared (ten motyw z początku filmu i sceny pogrzebu, aż ciarki przechodzą!)
muzyka fascynujaca, buduje klimat.
tim roth - na poczatku musze przyznac ze troche mi nie pasowal, znaczy sie zanim obejrzalam film po prostu roth kojarzyl mi sie z innymi filmami, z innymi rolami, wydawalo mi sie ze w tej sie nie sprawdzi. jednak zagral wysmienicie, nie byla to rola, a prawdziwa KREACJA. klimatem film b. przypomina mi moje ulubione 'trzy kobiety' - tez dziwna muzyka i tez indywidualnosci, ktore laczy ze soba jakas nieprzenikniona wiez. dla mnie film byl wspanialy, altman fantastycznie uchwycil nastroje van gogha. roth, przez duza czesc filmu wlasciwie milczac, niesamowicie przekazuje emocje jakie targaly samym vincentem. jako wielka fanka jego malarstwa musze powiedziec ze film jest dla mnie idealny.
Ha, a mnie muzyka irytowała. Zwłaszcza te momenty z gitarą elektryczną, Ale film fantastyczny, oj tak.
Mam odwrotne przemyślenia. :-P Co prawda Roth rzeczywiście podobny (fizycznie) do Vincenta i świetnie gra "ciałem": przygarbiony jakby pod niewidzialnym ciężarem, zrezygnowany i wycofany (jest parę takich scen), ale już dialogi to jakaś porażka. Zgodnie z tytułem jest opowieść o braciach (może nawet więcej o Theo, niż o Vincencie), ale nerwowa i pełna napięcia relacja między nimi z czasem zaczyna nużyć. Do chemii zabrakło współczucia (jest to opowiedziane słowami, ale zabrakło korelacji aktorskiej na linii Roth-Rhys. Ich spotkania to najnudniejsze sceny w filmie). Generalnie historia skręca w utartym kierunku przypowieści o niezrozumianym przez współczesnych artyście-szaleńcu (za mało pokazane jakim wizjonerem naprawdę był van Gogh). Za dużo altmanowskiej histerii (co podkreśla irytująca muzyka Yareda. Jak
Banshee_3 zauważyła - gitara, która psuje klimat. Zupełnie jak Powell w "Zaklętej w sokoła" :-P) i szokowania widza - przesadnie artystowski.
Poszedłbym dalej. Nie wystarczy ruda broda i talent Rotha. Autoportrety Vincenta mówią jednak coś innego. Poza tym zgadzam się z każdym słowem. Przecież w dowolnym liście Vincenta do Theo jest więcej iskier niż w całym filmie a zamiast sztuki jest schematyczne cierpienie. A jednak 7… Niesłusznie oczekiwałem magii?