Jeśli ktoś lubi „Top of the Lake” (pierwszy sezon), „Ostre przedmioty” to jest to ten klimat. Może mniej hardkorowy i krwawy, przełamany klimatem young adult czy produkcjami Reese Whiterspoon w stylu „Małe wielkie kłamstewka” - to od momentu dorosłości Alice, głównej bohaterki. Jest mrok, tajemnice, forma „czarów” i rozmawiania symbolicznego za pomocą roślin, którymi grupa skrzywdzonych kobiet się zajmuje w ramach ukrytego przed światem azylu.
Paradoksalnie gdyby odjąć niesamowitą muzykę, klimatyczne zdjęcia i montaż, grę Sigourney Weaver - sama historia niespecjalnie odkrywa coś nowego. Ale sposób w jaki to robi - ciarki. Właśnie zabiegi formalne i gra aktorska wzbija tą produkcję na wyższy poziom.
Na pewno jest to historia na wskroś kobieca, feministyczna, dużo tu kobiecych traum i krzywdy wyrządzonej zarówno przez mężczyzn jak i system, społeczeństwo. Przemoc, agresja, gaslighting, manipulacja, gwałt, odbieranie dzieci, czynności seksualne wobec dzieci - czego tu nie ma… ostrzegam jeśli ktoś się mierzy z podobnymi traumami.
Dużo w tym wsparcia kobiecego i siostrzenstwa, ale bez lukrowania - grupa skrzywdzonych kobiet może nieświadomie sama siebie zacząć krzywdzić i manipulować „dla czyjegoś dobra”.
Tempo historii i nastrój zmienia się znacznie od przejścia z bohaterki dziecięcej do dorosłej, śmiałej, niezwykle atrakcyjnej i seksualnej Alice. Na swój sposób ta przemiana mnie nie przekonała. Dziecko tak straumatyzowane, które przeszło piekło wyrosło na wyzwoloną dziewczynę w typie otwartej, śmiałej kalifornijskiej blondynki przebierającej w partnerach seksualnych. Tu mówimy o głębokim odludziu Australii, ewidentnej izolacji miejsca, w którym Alice się wychowała i gdzie dochodziła do siebie po niezwykle niszczącym dzieciństwie.
Poza tym - trzyma w napięciu, bardzo dobry serial. Sigourney Weaver jest tu nieziemska.
A dla mnie o niebo lepsze "Ostre przedmioty". Wiec podobaja mi sie podobne klimaty. Jestem dopiero na pierwszym odcinku i jest ....nieżle.
Ja odebrałam owo wyzwolenie Alice jako wyraz buntu, zresztą by daleko nie szukać - popatrz na zachowanie Candy. Niemniej zgadzam się z Twoją recenzją, fajnie to ujęłaś/ująłeś.
„Na swój sposób ta przemiana mnie nie przekonała. Dziecko tak straumatyzowane, które przeszło piekło wyrosło na wyzwoloną dziewczynę w typie otwartej, śmiałej kalifornijskiej blondynki przebierającej w partnerach seksualnych. ”
Szczerze rozbawił mnie ten komentarz :) Autora „przemiana nie przekonała” :) „Przebierającej w partnerach seksualnych” :) dziewczyna ma 23 lata. Do tej pory miała raptem 2 partnerów seksualnych i jedną młodzieńczą miłość. Łoj, naprzebierala! Ja w tym wieku uważałem kolegów z 2-3 partnerów za cnotki :) Przy czym pierwszy partner (może drugi - niedookreślony status pierwszej, długoletniej miłości) przytrafia jej się, gdy pełna żalu szuka sobie miejsca w życiu (w zupełnie obcym miejscu) i napotyka ciepłego, zabawnego faceta. Zupełnie nieprawdopodobne, nieprawdaż? Drugi to tzw. badboy, do którego pociąg ma głębokie uzasadnienie w fabule. Czyste szaleństwo i orgia! Sodomia i gomoria! :) :) :)
Jeszcze się dziwisz, że po 14 latach wychowania wśród wspierających i czułych kobiet w sielskiej scenerii, nie jest już straumatyzowana ani zahamowana. I no kurczę, na pewno nie jest już dzieckiem :) Wg ciebie powinna się jeszcze moczyć nocą? Gdy minęło pon. 60 procent jej życia? Kurczę, szkoda, że Cię „nie przekonała”.
Co do wyzwolenia seksualnego, to jest tak, że osoby z trudnym dzieciństwem, ztraumatyzowane mają zaniżoną samoocenę. W dorosłym życiu szukają akceptacji i miłości za wszelką cenę. Często mylą bliskość fizyczną z miłością. To tak w dużym skrócie. Poza tym widać tu klasyczny przykład powielania schematu matki przez córkę. Dziewczyna ciągnie ten sam wózek.
Powtarzam, te „wyzwolenie seksualne” to 3 (2?) partnerów w wieku 23 lat. Czy rzeczywiście jesteśmy aż tak purytańskim narodem?